kwiecień & plaża w Baltray
Jadąc tam, ma się wrażenie, że świat się kończy. Jedziemy wzdłuż rzeki Boyne, która ma swoje ujście właśnie w morzu irlandzkim. Chociaż wrażenie końca świata jest dość częstym zjawiskiem tu, w Irlandii. Zdarzyło się nam to wiele razy. Na przykład tu → KLIK. Jedziesz, jedziesz, coraz mniej domów a coraz więcej łąk, pagórków i pastwisk. Eee ale co jest? Gdzie my wgl jesteśmy? A to jest, że ponad 60% ludności Irlandii żyje w miastach. I wystarczy tylko wyjechać poza nie, żeby poczuć irlandzką wiochę. Nie, nie tą z walącymi się chałupami i samotnie biegającymi psami. Psy bezpańskie są rzadkością (wszędzie, nie tylko na wsi) a chałup nie ma prawie w ogóle. Jest zielono. Po prostu. Pusto, dziko i zielono. I to jest piękne (chociaż trzeba uzbroić się w zapas paliwa i giepeesa ;)
Zazwyczaj, gdy jechaliśmy do plaży w Baltray - bo taki jest nasz cel podróży - mijana przez nas rzeka Boyne kurczyła się przez trwający odpływ i pokazywała to co ma najbrzydsze, czyli zamulone i ekhm, smrodliwe dno. Pierwszym razem mina mi zrzedła, nie dość że koniec świata to na dokładkę brzydki. Tym razem trafiliśmy na przypływ i było całkiem przyjemnie. Słońce świeciło i zamarzyły nam się wakacje (eh oh uh jeszcze 3 tygodnie !!!) Dotarliśmy na miejsce i zdaliśmy sobie sprawę z tego, że "na letniaka to się nie da" ale będziemy próbować. Spróbowaliśmy i było pięknie, jak zwykle. Wrak statku, który jest wizytówką tej plaży, dostał już nieźle w kość. Ubywa go z każdym kolejnym odpływem. Dzisiaj wiatr jest mocnym zawodnikiem, więc nie pozostaje nam nic innego jak znaleźć na niego sposób. Chowamy się za wydmą i jest nam taaak cudownie!
0 komentarze: