Dwie przełęcze na zapartym tchu - Grimselpass & Furkapass #Szwajcaria2019
Juz sam rzut oka na mapę, daje nam jako takie rozeznanie w sytuacji. Ale wierzcie mi, w rzeczywistości robi się całkiem niebezpiecznie, a dla tych którzy mają lęk wysokości (to ja!) albo co gorsza chorobę lokomocyjną - radzę się dwa razy zastanowić. A jest się nad czym zastanawiać. Bo to najpiękniejsza z dróg, jaką było nam dane kiedykolwiek jechać. Przysięgam, ale tu nie da rady po prostu przejechać tej trasy ot tak.
Kierując się od północy, z Meiringen w stronę Innertkirchen (kanton Berno) i dalej na południe na Lodowiec Rodanu (kanton Valais), tu post KLIK, przejeżdżamy przez niesamowitą drogę. To Grimselpass. Trasa prowadząca niemalże od parkingu spod szlaku na Gelmersee, o którym pisałam tu KLIK. Jak tylko wsiadamy do samochodu i zaczynamy się wspinać coraz wyżej, a uszy zaczynają się przytykać, szybki rzut oka na nawigację, a tam droga kręta jak kiszki w brzuchu.
Co chwile przełykamy ślinę, żeby odetkać uszy, ale za moment to samo. Żeby odsapnąć i złapać te niesamowite widoki w kadrze, wysiadamy co chwilę z auta. Stworzonych zatoczek i zajazdów jest tak dużo, że okazji do robienia zdjęć jest milion. Na drodze nie ma tłumów, ale jesteśmy już w końcówce sezonu, jest połowa października. Jesienne kolory rozgościły się na szczytach nad przełęczą na dobre i jest przepięknie. Co chwilę mijamy się z Porsche, Maserati albo Corvettami. Czy nas to dziwi? No nie koniecznie. To przecież takie zwyczajne w Szwajcarii. Czekałam jeszcze tylko na Astona Martina na angielskich blachach. Bo to właśnie tym samochodem ścigał się po serpentynach kolejnej przełęczy Furkapass, Sean Connery jako Agent 007 w filmie Goldfinger. No niestety nic z tego, ale fajnie było się przejechać ta samą trasą co on ;)
![]() |
Mapa, źródło Google Maps |
Co chwile przełykamy ślinę, żeby odetkać uszy, ale za moment to samo. Żeby odsapnąć i złapać te niesamowite widoki w kadrze, wysiadamy co chwilę z auta. Stworzonych zatoczek i zajazdów jest tak dużo, że okazji do robienia zdjęć jest milion. Na drodze nie ma tłumów, ale jesteśmy już w końcówce sezonu, jest połowa października. Jesienne kolory rozgościły się na szczytach nad przełęczą na dobre i jest przepięknie. Co chwilę mijamy się z Porsche, Maserati albo Corvettami. Czy nas to dziwi? No nie koniecznie. To przecież takie zwyczajne w Szwajcarii. Czekałam jeszcze tylko na Astona Martina na angielskich blachach. Bo to właśnie tym samochodem ścigał się po serpentynach kolejnej przełęczy Furkapass, Sean Connery jako Agent 007 w filmie Goldfinger. No niestety nic z tego, ale fajnie było się przejechać ta samą trasą co on ;)
Obydwie trasy łączą się w miasteczku Gletsch (kanton Valais), o którym pisałam przy okazji wpisu z Lodowca Rodanu i prowadzą dalej na wschód, w stronę kantonu Uri. To tędy przejeżdża też retro kolej parowa, którą dostrzec też można z zawijasów Furki. Widoki są oszałamiające, strome przepaści i brak barierek naprawdę potrafią przyprawić o szybsze bicie serca. Jest na równi przerażająco jak i ekscytująco. Warto poświęcić dużo czasu na ta podróż, zatrzymywać się co chwilę, robić zdjęcia, urządzić mały piknik - no z takimi widokami, to chyba nigdzie indziej!
Furkapass jest zamknięta w okresie zimowym. Jednak z uwagi na wysokość położenia 2 431 m.n.p.m w najwyższym punkcie i to, że jest to najbardziej śnieżny region w Szwajcarii, może być zamknięta w każdym momencie. Oprócz tego popularne gęste mgły, które prowadzą do słabej widoczności zabijają całą frajdę z jazdy, robi się mega niebezpiecznie i warto sobie odpuścić. Dlatego wszystkie przewodniki polecają sprawdzać pogodę, żeby się nie rozczarować. Oprócz tego informacja, że jest to niebezpieczna trasa ze względu na nieprzewidziane śnieżyce, zamieci i lawiny powinna dać nam do myślenia.
Jest to najwyżej położona, utwardzona droga w Szwajcarii. Zbudowana w 1867 roku, na potrzeby wojska, a dzisiaj jedna z najbardziej imponujących tras alpejskich w kraju. To tu, mniej więcej w połowie Furkapass, mamy możliwość przespacerowania się do lodowca, z którego bierze źródło rzeka Rodan. Również w tym samym miejscu, ale po drugiej stronie drogi, znajduje się przepiękny Hotel Belvédère. Czasy swojej świetności ma już za sobą, teraz jest raczej ciekawym miejscem do robienia zdjęć. Hotel pośrodku dosłownie niczego, był popularnym miejscem wiele lat temu. W czasach, kiedy lodowiec był o wiele większy, większa też była ilość turystów. Chętnie zostawali w hotelu, napawali się widokami i korzystali z możliwości na spędzanie czasu wśród przyrody. Obecnie, jęzor lodowca zatrzymał się na wysokości hotelu, turystów jest ciągle sporo, aczkolwiek nikt nie chce już tutaj nocować. Zdaje się też, że wnętrze hotelu nie było remontowane od końca XIX wieku, co obecnie nie dodaje retro uroku, ale raczej odstrasza. Cóż, wielka szkoda. Koniec końców, budynek robi wrażenie, nawet jeśli zaniedbany.
Tu KLIK fragment programu Top Gear z naszą trasą i wspomniany już wcześniej fragment Jamesa Bonda tu KLIK.
Tu KLIK fragment programu Top Gear z naszą trasą i wspomniany już wcześniej fragment Jamesa Bonda tu KLIK.
No nie, to piękno wydaje się aż nierzeczywiste.Drogi ot tak sobie opasują góry fantazyjnymi wstążkami.Można i jest czego zazdrościć.Jakość fot perfekt.
OdpowiedzUsuń