Zaległe smaczki z Kopenhagi. Market TorvehallerneKBH

21:07 ohrainyday 0 Comments

Na początku roku chciałam zrobić wpis o minionym, 2019. Że dużo się zmieniło, ja dużo zmieniłam. Z takiego typowego couch potato, kiedy na samą myśl o aktywności fizycznej robiło mi się słabo, przetransformowałam się w kogoś, komu micha się cieszy jak po 40 minutach ćwiczeń pot spływa po tyłku. To jest szok. Widzieliśmy mnóstwo nowych miejsc, powitaliśmy na tym świecie najmłodszego członka naszej rodziny, ilość wypadów do Polski, choć krótkich, była solidna, cieszyliśmy się bardzo. Na koniec roku świąteczna Kopenhaga i powrót do dzieciństwa wśród karuzel i migających światełek.

Ten post nigdy nie ujrzał światła dziennego, bo nie było czasu, nie było siły na siedzenie przed komputerem, bo ciągle w biegu. I tak sobie myślę, że jakby mi ktoś powiedział co się będzie działo w tym roku, to bym pomyślała, że to super scenariusz na film SF, ale to się raczej w realu nie wydarzy. I w tym momencie mamy klops, bo to się właśnie dzieje. I wszystkie zaplanowane mini wycieczki poszły w niepamięć, pod znakiem zapytania stoją wakacje, nie wiadomo co ze szkołą i pracą. Właściwie jedyne co wiadomo to to, że musimy zostać w domu. Więc zostajemy.

Zanim nastaną w końcu dobre czasy na poznawanie nowych miejsc i na tworzenie nowych wspomnień, wrzucę kilka tych, co zostały jeszcze z 2019 roku. To zdjęcia, które zdecydowanie za długo leżały na dysku.

Zacznę wspomnianą przed chwilą Kopenhagą. Zdjęcia były robione na chyba najpopularniejszym markecie w mieście. I choć było nieprzyzwoicie zimno, to była wyjątkowa przyjemność poszwendać się między idealnie wyglądającymi sklepikami i straganami. Ilość warzyw i przepięknych kwiatów była powalająca. Serio, gdybyśmy tam mieszkali, mój portfel by płakał, a Kuba by się ze mną rozwiódł za przepuszczanie kasy na chabazie i wymyślne żarcie. Tak by było.

No więc poudawajmy trochę, że jesteśmy na zakupach i to wszystko będzie nasze.







































0 komentarze: