Jungfraujoch - najdroższa atrakcja Szwajcarii. Warto czy nie? #Szwajcaria2021
Jungfraujoch, to chyba najbardziej reklamowana przełęcz w Szwajcarii. Reklamowana nie bez powodu. Nigdzie w Europie nie przejdziecie się po trzech i pół tysiąca metrów nie wkładając w to żadnej energii. A już na pewno nie takiej, co wspinacze wysokogórscy. Jedyną rzecz, jaką musicie włożyć, to kupę kasy. I mean - KUPĘ. I ciepłe ubrania, zwłaszcza wtedy, kiedy planujecie wizytę poza sezonem letnim. I właśnie to miejsce, Szwajcarzy określają Top of Europe.
W momencie planowania wycieczki do Szwajcarii, nie ma szans, żeby dało się przegapić te spektakularne ujęcia z Jungfraujoch. Zdjęcia są niesamowite i wyglądają jak robione z drona, ale nie, to my po prostu jesteśmy tak wysoko. I żeby znaleźć się tak wysoko, musimy najpierw wyskoczyć z kasy a później wskoczyć w kolejne wagoniki pociągów i kolejki linowej aż znajdziemy się na 3454 m n.p.m. i wtedy zapiera nam dech w piersiach. Dosłownie i w przenośni.
Bilety możemy kupić online. Rezerwujemy na dokładny dzień/godzinę. Tip No1 - jeśli planujemy więcej niż jedną atrakcję na którą musimy zakupić bilet, dobrą opcją jest zaopatrzenie się w Swiss Half Fare Card. Karta ważna jest przez miesiąc od jej zakupu i upoważnia do zniżki na podróże pociągami, autobusami oraz statkami a także na prawie wszystkie kolejki/atrakcje górskie, z których większość z nas przyjeżdżając do Szwajcarii planuje skorzystać. Karta kosztuje CHF 120,- na miesiąc dla jednej osoby. Możemy ją kupić po przyjeździe na lotnisku, na stacji kolejowej lub po prostu online, tu KLIK. HF Card dostajemy w formie e-biletu i przy zakupie wejściówek na kolejne atrakcje lub przy kontroli biletów jesteśmy proszeni żeby ją pokazać. Albo i nie.
Dla przykładu - Top of Europe z terminalu w Grindelwaldzie w podstawowej cenie, bez zniżek, kosztuje CHF 190,-
Kiedy jesteśmy posiadaczami HF Card, płacimy już tylko (haha) CHF 95,-Łącznie HF Card i bilet na Jungfraujoch wynosi nas CHF 215,- czyli niewiele więcej, niż bilet bez żadnej zniżki, ale też każdy kolejny wstęp na całą resztę atrakcji jest o połowę tańszy.
Bardzo polecam taką opcję.
Jungfraujoch to miejsce, które zawsze przyciągało tłumy. Wagoniki pociągów wiozących turystów z Interlaken lub Lauterbrunnen były wypełnione po brzegi. Gondola Eiger Express i Jungfraubahn również. My przyjechaliśmy w październiku, kiedy wakacyjnych turystów już nie ma, a sezon zimowy jeszcze się nie zaczął. Poza tym żyjemy w czasach pandemicznych, co zdecydowanie odciążyło topowe atrakcje. Gros ludzi przyjeżdżało tu właśnie z Azji, w tym momencie ich w ogóle nie ma.
My do Grindelwaldu, w którym znajduje się główny, super nowoczesny terminal przyjechaliśmy samochodem. Trasa z Interlaken trwa niecałe pół godziny i prowadzi przez piękne dolinki. Do Grindelwaldu dostaniemy się też pociągiem i jest to równie widokowa trasa. Samochód zostawiliśmy na ogromnym parkingu połączonym z głównym budynkiem stacji, oczywiście za tą przyjemność trzeba było dodatkowo zapłacić (tak jak wszędzie). Stąd udajemy się do terminalu, pijemy gorącą czekoladę w Lindt i wskakujemy do pustej gondoli Eiger Express, która po 15 minutach pięknego szybowania w górę, dowozi nas do stacji pośredniej na Lodowiec Eiger. Otwarta w grudniu 2020 roku nowoczesna trójlinowa kolejka gondolowa robi wrażenie. Przez 15 minut w powietrzu pokonujemy dystans prawie 6,5 kilometrów. Dzięki nowoczesnym rozwiązaniom i wykorzystaniu podwójnych lin nośnych w każdym kierunku jazdy, można było ograniczyć ilość wież wsporczych, więc odległość między każdą z nich jest imponująca. Na ponad 6 kilometrowym odcinku znajduje się zaledwie siedem wież podporowych, a co za tym idzie ingerencja w krajobraz jest ograniczona do minimum. Całe przedsięwzięcie kosztowało zdecydowanie więcej, niż postawienie zwykłej kolejki gondolowej. Ale jak to u Szwajcarów, argumenty na rzecz natury wygrały (czy argument 'za drogie' w tym kraju istnieje - nie wiem ;) i oto mamy absolutnie nowoczesną, cichutką i piękną kolej, wwożącą turystów na lodowiec Eigeru.
Po lewej stronie Terminal, po prawej połączony przewiązką wielopoziomowy parking. |
Wyruszający z Terminalu wagonik Eiger Express. |
Budynek parkingu |
My trafiliśmy na absolutne pustki. W drodze na stację pośrednią w wagoniku byliśmy my i jeszcze jedna para. W drodze powrotnej cała gondola była dla nas i można już było oficjalnie i na głos panikować.
Tutaj wskakujemy do gondoli, w drogę na lodowiec Eigeru. |
Moje odczucia wobec wszelkich wyciągów, kolejek górskich, diabelskich młynów i gondoli są ambiwalentne. Generalnie nie przepadam ale chce być. I w ramach zasady podłoga to lawa, siedzę z podkurczonymi nogami a w myśl kolejnej staram się nie ruszać, bo przecież każdy ruch w środku, spowoduje że wagonik zacznie się kołysać i jebnie. Żal mi tylko tych wszystkich widoków, których nie jest mi dane doświadczyć w pełni. I dopiero jak mi jest super super żal i dojdę do momentu kiedy jestem wściekła że tak się boję, wstaje i na ugiętych kolanach zmieniam miejsce żeby zrobić zdjęcie i zobaczyć coś więcej.
W drodze powrotnej, zaczęło trochę wiać. Mimo solidnej konstrukcji czuć było podmuchy, co tylko potęgowało moją miłość do tego typu atrakcji. Dobrze (albo i nie), że nikogo z nami nie było, bo powtarzane przeze mnie tyle razy "to jebnie", mogłoby zachęcić współpasażerów do wygooglowania co to konkretnie znaczy i wtedy zrobiłoby się już bardzo gorąco. Jak widać na zdjęciu poniżej, smartfon został oparty o przednią szybę gondoli i nagrał nam całą drogę w dół z Lodowca Eiger do miasteczka Grindelwald. Z góry wygląda jak najpiękniejsza alpejska pocztówka z drewnianymi, typowymi dla tego regionu domami.
Ale Lodowiec Eiger to dopiero połowa podróży na Jungfraujoch. Chociaż wypada wspomnieć, że to nie tylko stacja przesiadkowa. Warto zarezerwować chwilę i wyjść na zewnątrz, przyjrzeć się ogromnej masie skalnej, w którą za moment będziemy wjeżdżać małym, czerwonym pociągiem. Z gondoli przesiadamy się na kolej zębatą, która dowiezie nas na sam szczyt. Tunel, w przeciwieństwie do wspomnianej wcześniej nowoczesnej kolejki, został wydrążony na przełomie XIX i XX wieku. To kolejne 7 kilometrów w górę, ale tym razem widoków już nie ma żadnych, bowiem całą trasę pokonujemy w skale, na północnej ścianie Eigeru. Jedyną atrakcją tej wycieczki będzie pięciominutowy postój w Eismeer. Przy odrobinie szczęścia i odrobinie dobrej pogody, przez wydrążone w skale panoramiczne okno zobaczymy to, co będziemy podziwiać za kilka chwil wysiadając z kolejki już na dobre.
Podsumowując - o tyle, ile kolejka gondolowa kursowała non stop i można było mieć jazdę VIP łapiąc pusty wagonik, o tyle pociąg to już inna bajka. Kursuje znacznie rzadziej, to właśnie tutaj godzina na którą kupowaliśmy bilet ma znaczenie, tu kupowaliśmy też miejscówki. Pociąg był pełen. Ale skład pociągu też był przyzwoitych rozmiarów. I klasycznie, po szwajcarsku, opóźnień żadnych nie odnotowaliśmy.
Po 25 minutach w Jungfraubahn wysiadamy do innego świata. I na najwyżej położonej stacji kolejowej w Europie. I to jest to miejsce, kiedy zapiera nam dech. Dosłownie. My przyjechaliśmy z poziomu Interlaken, więc różnica wysokości była znacząca. I na własnej skórze testowaliśmy co to dokładnie oznacza. Skutkiem znalezienia się w tak krótkim czasie na trzech i pół tysiącach metrów był krótki, urywany oddech. Szczególne doświadczenie. Na szczycie mieliśmy pogodę jak z bajki. Pełne słońce, cała masa śniegu, który o której porze roku byśmy nie przyjechali jest i czeka. Biel taka, aż oczy bolały. Piękne, idealnie gładziutkie pola śniegu.
Po opuszczeniu kolejki, mamy kilka możliwości na spędzenie czasu. I generalnie wystarczyłoby usiąść i się gapić. Ale atrakcji jest troszkę więcej.
Obserwatorium Sphinx. To jest ten budynek, z kopułą teleskopu, który widnieje w każdym przewodniku po Szwajcarii, a wielkie panoramiczne zdjęcia z nim i Eigerem w tle, witają nas zaraz po opuszczeniu samolotu na lotnisku w Genewie, w Zurychu i w Bazylei. Klasyk.
I stąd, patrząc na stronę południową rozpościera się widok na północną (chociaż tą mniej spektakularną) stronę Lodowca Aletsch. Wielkie pola śniegu i białe szczyty, kontrastujące na tle niebieskiego nieba. Z drugiej, północnej strony mamy kilka mniejszych języków lodowcowych, dalej w dolince widać malutkie budynki stacji narciarskiej Kleine Scheidegg, a jeszcze dalej, za szczytem Tschuggen, kolejna słynna dolina Lauterbrunnen, której stąd już nie widać.
Budynek Obserwatorium Sphinx |
Widok z zachodniej strony Jungfraujoch, w dole Kleine Scheidegg |
Wewnątrz budynku Sphinx Observatory |
W dole śnieżne plateau, widzicie szwajcarską flagę? |
Przeszklony budynek obserwatorium Sphinx |
Śnieżny płaskowyż. Kolejne miejsce, trochę poniżej budynku obserwatorium. Tu stoimy u wrót lodowca, wydaje się że na wprost jego północnej strony. Jest też flaga, z którą wszyscy robią sobie zdjęcia. I mają rację. Ja też sobie zrobiłam ;) To w tym miejscu wiało tak, że śnieg wirował w powietrzu i skrzył się jak brokat. Było jak w bajce.
Ice Palace i Alpine Sensations. To ludowe tunele, najwyżej położona w Europie jaskinia krasowa, wielka kula śniegowa z ruchomą alpejską dolinką w środku i odpowiednią muzyczką. Tu moje dziecięce serduszko zabiło mocniej. W jedynym z tuneli zawieszone zdjęcia z czasów powstawania tunelu i nazwiska budowniczych, którzy poświęcili swoje życie w czasie jego budowy.
Są dwie restauracje, ale tu wielkie rozczarowanie, w jednej serwowano frytki z mrożonki i tego typu atrakcje, a druga, ta bardziej fancy ma zdaje się bardzo krótkie godziny otwarcia i mimo, że byliśmy w porze lunchu nie było nam dane skorzystać. Może to tylko nasz pech, ale trochę wstyd. Tutaj wielki minus.
Sklep firmowy Lindt. Tego tu, w Szwajcarii mamy dużo. I chociaż nie jestem wielką fanką czekolady i można by się kłócić o skład ich czekolad, to powiedzmy sobie szczerze - gdzie jak nie tu? I kto odpuści pistacjowej albo szampańskiej kulce? No nikt. A wierzcie mi, pistacjową mało gdzie można znaleźć, za to w Szwajcarii owszem.
Jeśli zaplanujemy sobie więcej czasu na szczycie i jesteśmy odpowiednio przygotowani, możemy się wybrać na 45 minutowy spacer oznakowanym szlakiem do najwyżej położonego schroniska w Szwajcarii Mönchsjochhütte. Od połowy października szlak ten jest zamknięty dla turystów.
Dla żądnych atrakcji, w okresie wiosenno-letnim otwarty jest też Snow Fun Park. I tu dla podniesienia adrenaliny jeszcze bardziej, możemy wskoczyć na tyrolkę.
Podsumowując, było pięknie. Takiego widoku nie doświadczymy gdziekolwiek. Stojąc na Snow Plateau na wyciągnięcie ręki mamy wierzchołek Mnicha a jak się obrócimy wierzchołek Jungfrau. Za nami najdłuższy lodowiec alpejski. Znajdujemy się w najwyższym punkcie w Europie, na który zawiezie nas kolejka. Czyli absolutnie bez żadnego wysiłku. Pooddychamy sobie ultra świeżym powietrzem, które na poziomie morza ma mniej więcej 1000 (+/-) hPa a tu spada do 650 hPa. I to jest dziwne uczucie, bo oddech się urywa, średnio jest to przyjemne i raczej nie doświadczymy tego żyjąc sobie na nizinach. Mamy to tu. Sama świadomość możliwości bycia tak wysoko i tego, że praca ludzkich rąk pozwoliła nam podziwiać surowe górskie piękno właśnie stąd, jest czymś niesamowitym. To co, warto czy nie?
0 komentarze: