Seixal. Europejskie Hawaje z najsłynniejszą plażą na wyspie #Madera2022
Plaża w Seixal* miała być wisienką na naszym maderskim torcie. Było to miejsce, wobec którego miałam najwięcej oczekiwań, bo najwięcej też do niej wzdychałam oglądając zdjęcia w sieci. Wzdychałam i planowałam i w rezultacie się rozczarowałam.
I oczywiście, jest to tylko nasze odczucie, ale spokojnie, Internet jest pełen zachwytów. Nam się po prostu podobało. Ostatecznie to właśnie Seixal ląduje na blogu jako pierwszy post z wyspy wiecznej wiosny. W czasie naszej maderskich wakacji, tę plażę odwiedziliśmy dwa razy. Chyba chciałam się w niej w końcu zakochać i zobaczyć te europejskie Hawaje, o których huczy w Internecie. Raz było szaro, a raz trochę mniej szaro ;) Zdjęcia we wpisie są więc z dwóch różnych dni.
Nie chce napisać, że zdjęcia przekłamują rzeczywistość, ale wyobrażałam sobie coś bardziej spektakularnego niż to co dostałam. I sorry, ale na moich zdjęciach piasek też jest bardziej czarny niż w rzeczywistości ;)
Ta część wyspy jest absolutnie inna. Jest więcej cienia, jest po prostu ciemniej i w związku z tym bardziej zielono. Tak jakby ktoś podkręcił kontrast na full. Byliśmy tu dwa razy i obydwa dni zaoferowały nam chmury, więc wiało trochę grozą. Owszem, kontrasty robią robotę, pionowe klify porośnięte soczystą, intensywną roślinnością wpadające prosto do oceanu, gdzieniegdzie wodospady i miasteczka, które gdyby mu się tak bliżej przyjrzeć stoją jakby na słowo honoru. Roztrzaskujące się fale są jak ten rodzic co powtarza "żeby nie było, że nie ostrzegałem".
Ostatecznie dostajemy dziki zakątek wyspy, tak odmienny od jej południowej strony.
Plaża i jej okolice to dosłownie jedna uliczka, kilka schodków, bar i Dock House, który mieści się na samym koniuszku skał. Dom ten można wynająć przez airbnb. W barze dostaniemy to, co najsłynniejsze na Maderze czyli będą owoce morza, bolo do caco (o którym jeszcze będę wspominać), ryby i sernik z markują a na popitkę kawa za grosze oraz słynna Brisa, czyli portugalski odpowiednik Mirindy. Spróbować trzeba koniecznie tej o smaku marakui! Super słodkie, ale dobre. Rozglądajcie się wokół siebie, jest duża szansa, że koło was w barze będą siedzieć jaszczurki. Są wyjątkowo mało płochliwe.
Czy polecamy ten zakątek wyspy? Pewnie! Sama trasa do Seixal jest ciekawa, mamy tu kilka pięknych punktów widokowych po drodze. I o tyle ile południe wyspy jest obklejone domami, tu mamy surowy krajobraz, jest dziko i zielono, klify wpadają prosto do oceanu. Pogodę mamy również inną. Jest zdecydowanie chłodniej niż na słonecznym południu. Z każdym kilometrem na północ, komputer w aucie pokazywał stopień mniej i tym sposobem z 25 stopni na południowym zachodzie wyspy, gdzie mieliśmy swój dom, skończyliśmy z 12 w Seixal. Warto mieć ze sobą ciepłe ubrania, my nakładaliśmy na siebie wszystko co mieliśmy. Dobrze, że mieliśmy ;)
To zapraszam do oglądania.
* portugalski język trudny język. Mówią, że to trudniejszy hiszpański. Mnie osobiście kłuł w uszy przez nagromadzenie głoski SZ, która przecież obecna jest w polskim a tu nagle bach w portugalskim a my nic nie rozumiemy, bo brzmi jakby trochę po polsku/rosyjsku ale też hiszpańsku. Tak więc Seixal wymawiamy tak: /sɐjˈʃal/ lub [sɐjˈʃaɫ] a tu można sobie posłuchać KLIK.
Bardzo. Dziwne. Uczucie.
0 komentarze: