Gdzie byłam jak mnie nie było. Momenty 2023.
Ten ostatni rok przeczołgał mnie od lewej do prawej, wprzód i w tył, połknął a później wyrzygał. Przez pewien czas tak bardzo chciałam poczuć grunt pod nogami, że byłam jak w tym memie, więc dobijałam się tak, żeby w końcu wiedzieć że już gorzej nie będzie i bardzo chciałam dotknąć dna. Ale przyszedł ten moment, kiedy żeby jakoś funkcjonować musiałam sobie założyć maseczkę z tlenem. Był to czas kiedy miałam zapętlony jeden podcast, który wyrównywał mi chociaż na chwilę poziom kortyzolu. Ale żeby nie było tak całkiem po szczeniacku i nieodpowiedzialnie, to wzięłam się za rękę i zaprowadziłam na wygodny fotel który zawalony był moimi własnymi zużytymi, zasmarkanymi i załzawionymi chusteczkami. Poszłam na terapię. Z resztą już nie pierwszy raz. Dalej były godzinne rozmowy telefoniczne z przyjaciółką, na które chyba już nigdy nie będę miała czasu w tej formie, a które dały mi drugie tyle dobrego co terapia.
Wiadomo, że w życiu raz jest tak a raz srak, więc w końcu zaczęło być dużo na tak, a później bardzo dużo na tak. Zdjęć z czasu kiedy było bardzo srak nie mam. A zdjęcia kocham robić od nie pamiętam kiedy i zawszę robiłam ich dużo. Wtedy nic nie było dla mnie piękne, wstawałam, walczyłam, przeżywałam, szłam spać. To był dla mnie koszmarny czas, ale nigdy wcześniej nie dowiedziałam się o sobie tyle ile przez te trzy miesiące. Nie rozciągając tego dłużej, chciałam tylko napisać, że bywam częściej szczęśliwa niż nie, na pewno opanowana i doceniam to co mam, nie czepiam się spraw nieistotnych.
Jak już wyszłam ze swoich dark ages, pojechałam w kwietniu do Chorwacji. A później do Warszawy. W czerwcu szybkie cześć w rodzinnym domu, pierogi z jagodami lepione przez mamę, kiełbasa z grilla i jagodzianki. W lipcu pokazy lotnicze w Anglii i nieplanowany solo trip do Londynu pierwszy raz w życiu. Chwilę później była wycieczka-niespodzianka do Edynburga z przyjaciółką. W październiku prom i road trip do Szwajcarii. Nocowaliśmy w urokliwym francuskim miasteczku Auxerre. Po dwóch dniach dojechaliśmy do Axalp w Szwajcarii dla którego serduszko bije nam najmocniej. I tu byłam najszczęśliwsza. W grudniu śpiewałyśmy na całe gardło na koncercie Darii Zawiałow a dwa dni później na jednodniowej wycieczce do Londynu zrobiłyśmy z koleżanką 40 tysięcy kroków. Gdyby ktoś mi w styczniu powiedział, że tak będzie wyglądał mój rok, to bym go śmiechem zabiła. Może bardziej szlochem. W mojej głowie na tamten moment to wszystko nie miało się prawa wydarzyć.
A jednak się wydarzyło. Nie był to mój najlepszy rok, ale chciałabym zachować w pamięci te dobre jego momenty, dłuższe chwile i w końcu tygodnie. Bo bywało cudownie i wesoło aż w końcu jest spokojnie i bezpiecznie. Chciałam wrócić z przytupem i wkleić albo lazurowe wody Adriatyku, albo alpejskie widoki, albo błyszczący jak bombonierka świąteczny Londyn ale nie wiedziałam jak zacząć. Musiałam sobie to wszystko tu napisać, żeby po (!!!) rocznej przerwie wrócić do tego co bardzo lubiłam.
Póki co mam obrazki. Przyjemności roku poprzedniego. Takie najzwyczajniejsze. Momenty. Serwujmy sobie ich jak najwięcej i jak najdłużej.
0 komentarze:
Nowe komentarze są niedozwolone.